Koncerty hologramów nie są niczym nowym. Po raz pierwszy szersza publiczność miała okazję uczestniczyć w takim wydarzeniu w 2015 roku, kiedy na scenie wystąpił nieżyjący od kilku lat Michael Jackson. Obecnie technika ta rozwija się coraz intensywniej i to nie tylko po to, by przywracać na scenę nieżyjących artystów.
Początków modnych dziś hologramowych koncertów należy szukać latach 60. XIX wieku. Wtedy to brytyjski naukowiec – John Henry Pepper – odkrył że szkło można wykorzystać do stworzenia złudzenia optycznego. Odkrycie to na jego cześć nazwano „duchem Peppera”. Dokładnie polegało na tym, że umieszczając na scenie taflę szkła, od której odbijał się znajdujący się pod sceną aktor, uzyskiwano złudzenie przypominające ducha. Ta technika wykorzystywana jest z powodzeniem do dziś. Z małym jednak wyjątkiem: obecnie nie ma konieczności angażowania żywych aktorów – w zupełności wystarczy projektor zainstalowany pod sceną.
Technologia pozwalająca na stworzenie koncertu bez udziału artystów, a jedynie przy wykorzystaniu projekcji jest niezwykle ciekawa i przyciąga zainteresowanie. Bez wątpienia obecnie największym zainteresowaniem hologramy sceniczne cieszą się w Korei Południowej, co nie dziwi, biorąc pod uwagę azjatyckie umiłowanie dla nowoczesnych technologii. Drugim argumentem, który przemawia za tego typu koncertami, jest to, że bilety na takie wydarzenia są zdecydowanie tańsze niż w przypadku tradycyjnych widowisk z udziałem artystów na żywo.
Na scenach europejskich i amerykańskich hologramy traktowane są raczej w kategoriach urozmaicenia dla widowisk z udziałem gwiazd. Po raz pierwszy szerzej zaczęto mówić o tej technologii w kontekście koncertu z udziałem zmarłego kilka lat wcześniej króla popu – Michaela Jacksona. Miało to miejsce w 2014 roku podczas Billboard Music Awards. Widzowie mogli podziwiać na scenie hologram jednego z najbardziej znanych piosenkarzy popowych i wywołało to wśród nich spory entuzjazm. To jednak nic, w porównaniu z wielką trasą koncertową Whitney Houston, która zaplanowana została na początku 2020 roku. Na trasie hologramowego koncertu znalazły się takie miasta jak: Berlin, Liverpool, Manchester, Dublin, Bruksela, Amsterdam czy Wiedeń.
Wielu fanów muzyki z niecierpliwością czeka, aby uczestniczyć w koncertach gwiazd, które już nigdy nie wystąpią na żywo. Dlatego sporym zainteresowaniem cieszyła się zarówno trasa hologramu Houston, jak i inne wydarzenia, gdzie można było znów podziwiać m.in.: 2Paca czy Marię Callas. Nie zmienia to jednak faktu, że istnieje także spora grupa przeciwników tego rodzaju przedsięwzięć. I nie chodzi tu o negowanie samej technologii, tylko o używanie jej do „wskrzeszania zmarłych” artystów. Dla wielu wielbicieli ich muzyki jest to w pewnym sensie obraza ich dorobku i profanacja, w myśl zasady, że zmarłym należy się pamięć i spokój, a ciągłe wykorzystywanie ich wizerunku w celach finansowych jest tego jawnym zaprzeczeniem.
W czasie pandemii uczestnictwo w koncercie staje się prawdziwym świętem dla wielbicieli muzyki. Koncerty hologramowe oglądane online są pewnym substytutem, który pozwala nam zaznać odrobiny normalności. Ale nie miejmy wątpliwości – żaden hologram nie jest w stanie zastąpić prawdziwego koncertu. Można więc z całą pewnością powiedzieć, że hologramy będą nam towarzyszyć i zapewne cieszyć się zainteresowaniem jako coś nietypowego i niespotykanego. Z całą pewnością jednak nie będą w stanie wyprzeć imprez z realnymi artystami.
Fot. Danny Lawson/PA Images/Getty Images
